Hyh Minelo sporo czasu za nim na dobre zaaklimatyzowalam sie w nowym otoczeniu było ciężko no ale na upartego jakos poszlo..standadowo klasa dzielila sie na mniejsze grupki "wyznawczyń wszechmocnego tipsa",koksow,frajerów,laserow i tak dalej i tak dalej a no bym zapomniała była jeszcze grupa przeciętnych nastolatek..do której należałam czułam sie w niej cholernie dobrze i nie zależało mi na opinii innych.Tego dnia zaspalam na autobus jak zwykle nie było mnie na matmie co potem wiązało się z moimi ocenami orlem z matmy to ja nie bylam a moja obecnosc na lekcji raczej miała funkcje ozdobna tak czy siak nic z lekcji nie wyniosłam czy bym na niej byla czy nie..Weszłam do klasy na lekcje historii i już na wejściu przytiwal mnie durny komentarz Mateusza- chlopaka ktory pozornie na początku pobytu w szkole mnie zaciekawil i wydawal sie byc fajny owszem wydawał - zagorzaly frajer z rozdentym ego nic wiecej...jak zwykle musial palnac swoj glupi komentarz.
- Ooo prosze..spoznila sie - krzyknal przez cala klase z ostatniej ławki
- Daruj sobie chłopcze..- zajęłam swoje miejsce w pierwszej ławce
kretyn - powiedziałam pod nosem i zajęłam się tematem lekcji ...45 minut później zadzwonił dzwonek usiadłam sama na ławce na szkolnym korytarzu..koleżanki zniknęły mi gdzieś w tłumie...przegladalam zeszyt z polskiego improwizujac,ze sie ucze ..
- z czego sie uczysz ?
- unioslam glowe,i zobaczylam jego stojacego nad moja glowa..
- z polskiego - wbiłam wzrok ponowie w zeszyt olewając jego obecność.
- Umiesz? cos? - usiadł obok..
- Moze? - odparłam ironicznie przerwacajac oczami.
- To siadam z tobą.- wyszczrzyl sie..
- Eee a kto powiedzial,ze ja chce zebys ze mna siadal?
- eee nie to nie ? - zmienił ton głosu
- aha.? szukaj innej frajerki,poklepałam go po plecach wstałam i poszłam do szkolnej świetlicy.
Godzina 14:10 - wybiegłam ze szkoły nałożyłam czapkę,słuchawki i szybkim krokiem szlam na busa..
Widzialam jak szedl za mna z banda lanserow..ale olalam szlam dalej cieszac ryja bo w glosnikach nakurwial Grubson ..na ulicach lezal snieg bylo slizko..pech chcial ze sie poslizgnelam na szczescie trzymalam fason..sluchawki wypadly mi z uszu i uslyszalam krzyk za plecami
- Gdzie sie panna tak spieszy ?
- teoretycznie na busa ale praktycznie to chuj wie...
- uśmiechnął się..
- co w tym zabawnego ? - skrzywilam sie.
- Nic - znowu zmienil ton głosu
- Bylo cos do nauki na jutro? - zmienil temat..
- Ee nie wiem nie interesuje się tym.Cześć.- wzruszyłam ramionami.i zmieniłam kierunek drogi...
usiadlam w busie wlaczylam ulubiona piosenke pezeta i rozkminialam nad sensem swojego zycia..
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz